niedziela, 20 grudnia 2015

FANtastyczne Inicjatywy #16 - Bardzo specjalne święta Lobo


Przypomnę FANtastyczne Inicjatywy to cykl, w którym prezentuję produkcje fanowskie. Krótkie lub niekoniecznie produkcje zainspirowane serialami, grami, komiksami lub filmami, które z założenia są tworami non-profit i tworzone z pasji. Jednym zdaniem są to produkcje tworzone od fanów dla fanów. Czasami bardziej profesjonalne, a innym razem całkowicie amatorskie, ale zawsze mające w sobie to coś co mnie zaintryguje i zwróci moją uwagę.
Jako, że mamy okres świąteczny w tej odsłonie będzie fanfilm, który swoją tematyką nawiązuje do Bożego Narodzenia, choć trudno w nim doszukiwać się w nim radosnej i rodzinnej atmosfery.

The Lobo Paramilitary Christmas Special 

Fanfilm z 2002 roku na podstawie komiksu pod tym samym tytułem.
Zajączek Wielkanocny ma dość bycia tą drugą świąteczną personifikacją i zleca Lobo zabicie Świętego Mikołaja. Jako, że Ostatni Czarnianin za młodu nie był zbyt grzeczny przyjmuje zlecenie. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem.

Lobo to jeden z największych antybohaterów z kart komiksów, nie tylko ze stajni DC Comics, ale z całego komiksowego uniwersum. Jeżeli nie największy to na pewno jeden z najbardziej znanych. Co prawda postać tę znam głównie z animacji. Komiksów z tą postacią nie dane mi było przeczytać. Dla fanów Ważniaka pozycja obowiązkowa.


Półamatorska produkcja mająca już trzynaście lat, która w znacznej części została sfinansowana przez fanów, którzy wspomogli twórców jak tylko dowiedzieli się, że film powstaje. Krótkometrażówka przywodzi na myśl złotą erę filmów VHS, niestety nie przeszedł próby czasu i widocznie się zestarzał. Cała otoczka i klimat produkcji niektórych może irytować innym z nostalgią przypomną się klasyki kina klasy B lub nawet C :) Jeżeli ktoś nie lubi takich produkcji to nie ma co na siłę oglądać, ale jeżeli ktoś z nostalgią wspomina tamte czasy i lubi czasami wracać do takich produkcji to i The Lobo Paramilitary Christmas Specialnie powinien sprawić mu zawodu.

sobota, 12 grudnia 2015

Marvel's Jessica Jones - nibyrecenzja

Jestem na świeżo po finale. Deredevil wysoko ustawił poprzeczkę, ale Jessica Jones nawet nie próbowała jej przeskoczyć, bo to dwa różne seriale. Mimo, że akcja osadzona jest w tym samym mieście, w tej samej dzielnicy nawet i mimo, że pojawiają się znane postaci to klimatycznie zupełnie od siebie odbiegają. Łączy je oderwanie od MCU, w sensie stylistyki i próba urealnienia wszystkiego. O ile filmy są bardziej fantastyczne i bajkowe to Jessica Jones opowiada o wydarzeniach i postaciach jakby rzeczywiście mogły istnieć.

Sama historia jest przedstawiana powoli, a akcja raczej nie rwie do przodu, nierzadko zbacza na niepotrzebne rejony przez co główny wątek traci na wartości. Niby jest to historia o zemście o poszukiwaniu w sobie człowieczeństwa i heroizmu, ale tak naprawdę to historia o wypaczonej próbie poszukiwania miłości i akceptacji. A przynajmniej tak to interpretuję. 
Starano się kłaść nacisk na klimat i wyszło połowicznie, bo niestety historia jest przeciągana. Ta gra w kotka i myszkę spokojnie zmieściła by się w dziesięciu odcinkach.

Nie ma tutaj superhero. Jest uwspółcześniona historia Chandlerowskiego kobiecego Marlowa - tylko Jessica jest ładniejsza (mimo nieoczywistej urody Krysten Ritter) - która posiada super siłę i mroczną przeszłość z szajbniętym kontrolującym umysły brytolem. Ich relacja została dobrze przedstawiona, ich motywacje są jasne i klarowne. Ale ich postępowanie nie zawsze jest konsekwentne.