Świetnym przykładem tego jest bohater tej odsłony Firefly: The Verse.
Jest to produkcja od fanów dla fanów co jest widoczne niemal na każdym kroku, jednak całość jest całkiem nieźle wyważone i mimo iż do standardów serialu dużo brakuje to ogląda się to zadziwiająco dobrze.
Od razu w oczy rzuca się statek lecący w przestrzeni kosmicznej, wygenerowany na komputerze sprzed piętnastu lat, ale ma to też swój urok.
Mimo niskiego budżetu, same efekty oraz scenografia nie są aż takie złe, a czasami sprawiają jak żywcem wyjęte z serialu. Dzięki temu można było by powiedzieć, że dodają tej produkcji czegoś nieuchwytnego, czegoś co pozwala przymknąć ta to wszystko oko i cieszyć się z oglądania przygód załogi The Verse.
Sama historia jest typowa dla serialu. Mamy kapitana, mamy pasażerów i załogę statku klasy Firefly, którzy byli wzorowani na produkcji stacji Fox i jest to widoczne gołym okiem. Powiedziałby, że bardziej jest to inspiracją, niż plagiatem, choć czasami twórcy wolą trzymać się znanych sobie archetypów niż wykreować coś oryginalnego.
Każdy kto oglądał serial raczej nie da się zaskoczyć, ale fabuła jest całkiem przyjemna i jak na te nieco ponad czternaście minut jest rozsądnie zagospodarowana, więc mamy i przedstawienie poszczególnych członków załogi, mamy wątek główny, obowiązkowy zwrot akcji i puentę.
Za film odpowiada Loot Crate. A reżyserią zajął się Julian Higgins, który moim skromnym zdaniem zdołał uchwycić ducha serialu co wyszło produkcji na plus mimo, ze nie jest bez wad.
Dla ciekawskich zapraszam na oficjalny kanał na YT: https://www.youtube.com/channel/UCxgYB2y95PjvIEwvNybjguQ
Więcej o serialu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz