czwartek, 28 lipca 2016

The Rocketeer, czyli odgrzewanie kotleta od Disneya


The Rocketeer - u nas znany jako Człowiek rakieta (oficjalne polskie tłumaczenie) - znów poleci.

Walt Disney Studios jest w trakcie prac nad rebootem przygodowego filmu z 1991 roku. Max Winkler i Matt Spicer zostali zatrudnieni do napisania scenariusza filmu,który otrzymał tytuł "The Rocketeers".

Projekt jest na bardzo wczesnym etapie prac, a zgodnie z panującą obecnie modą na przedstawianie bohaterów w nowoczesnym wydaniu, bohaterem nowego filmu będzie kobieta, Afro-Amerykanka.
Projekt jest rozważany jako sequel-reboot, którego akcja ma zostać przesunięta w czasie i oferować świeże spojrzenie na bohaterów. Osadzony sześć lat po oryginalnym "The Rocketeer", po tym jak Secord zniknął podczas jego zmagań z Nazistami, pojawia się nowy niespodziewany bohater, czy raczej bohaterka - młoda czarnoskóra pilotka. Przejmuje rolę bohatera i stara się powstrzymać ambitnego, skorumpowanego naukowca od wykradzeniem technologi odrzutowego plecaka, co może okazać się punktem zwrotnym Zimnej Wojny.


Dla przypomnienia film z 1991 roku powstał na podstawie popularnego komiksu z lat 80., którego twórcą był Dave Stevens. Za reżyserię odpowiadał Joe Johnston, a scenariusz napisali Paul De Meo, William Dear oraz Danny Bilson. Opowiadał losy pilota wyczynowego Cliffa Secorda, który wchodzi w posiadanie prototypowego plecaka odrzutowego pozwalającego człowiekowi latać. Dzięki pomocy przyjaciela tworzy kombinezon dzięki, któremu może bezpiecznie sterować podczas lotu. Wykorzystuje urządzenie do walki z Nazistami. Jednak przez to bohater jest na celowniku nie tylko Nazistów, którzy chcą wykorzystać urządzenie do swoich celów, ale również FBI, które chce odzyskać urządzenie.
W głównej roli wystąpił Billy Campbell, a partnerowali mu Alan Arkin, który wcielił się w jego przyjaciela, Jennifer Connelly grająca Jenny Blake początkującą aktorkę,dziewczynę Secorda. Timothy Dalton zagrał aktora Nevillea Sinclaira, który okazuje się nazistowskim szpiegiem oraz Terry O'Quinn, który wcielił się w Howarda Hughesa wynalazcy urządzenia.

Film niestety nie odniósł sukcesu w boxoffice, a zyski były dalekie od oczekiwań. Jednak obraz zdobył sobie wielką rzeszę fanów. Dali oni o sobie znać kiedy Disney był gospodarzem jubileuszu 20. rocznicy premiery filmu, którą  uroczyście świętowano w El Capitan Theatre w Hollywood. Gdzie rzesza fanów, a większość w kostiumach Rocketeera, ustawiała się w ogromnych kolejkach. Studiojuż w tedy rozważało stworzenie rebootu, ale ostatecznie się na to nie zdecydowano z powodu innego latającego człowieka... Iron-Mana. 

Tendo Nagenda oraz Chaz Salembier nadzorują projekt dla Disneya. Producentami filmu będą Brigham Taylor, który produkował wcześniej "The Jungle Book" wraz z Jone Favreau,  Blake Griffin z L.A. Clippers oraz Ryan Kalil z Carolina Panthers.

Poniżej trailer oryginalnego "The Rocketeer"


Za dzieciaka film mi się podobał. Teraz patrząc z perspektywy czasu już nie tak bardzo, choć ma swój urok.
Takie pulpowe kino przygody. Niestety poziomem trochę odstaje choćby porównując do przygód Indiany Jonesa czy "Powrotu do przyszłości". Nie jest to film zły, ale też nie jakiś wybitny. Ale czy potrzebny jest reboot?

Właściwie trudno szukać filmowych rebootów, które przerosły by oryginał, a przynajmniej na teraz nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Jednak jak pokazuje świat seriali czasami reboot może odnieść sukces, a za dobre przykłady mogą posłużyć choćby "Battlestar Galactica" czy "Hawaii Five-0". Uważam, że reboot jakoś specjalnie potrzebny nie jest zwłaszcza, że historia ma dotyczyć innych bohaterów, więc trudno będzie odtworzyć klimat oryginału. Jak pokazuje też przykład "Sky Captain and the World of Tomorrow" z 2004 roku kino pulpowe niestety nie koniecznie dobrze sobie radzi w kinie, bo film z Judem Law, Gwyneth Paltrow i Angeliną Jolie-Pitt nie można nazwać inaczej jak klapą finansową. Ale nie ma się czemu dziwić,bo produkcja za badzo nie ma się czym bronić i jest niczym więcej jak niezobowiązującą rozrywką z kiepskimi efektami i scenariuszem dalekim od oczekiwań. Nie można mu odmówić klimatu, bo jako fan steampunka czerpałem niemałą przyjemność z seansu przygód Sky Captaina, ale było to raczej guilty pleasure.

Jeżeli nowe wcielenie bohatera zaserwowane nam przez Disneya ujrzy światło dzienne oby odniosło sukces jak wspomniane wcześniej "Battlestar Galactica", bo Hollywood znowu się zrazi do steampunka czego bym nie chciał. I mimo, że nie będę czekał z niecierpliwością na "The Rocketeers" to będę trzymał kciuki, bo może jeżeli odniesie on sukces to doczekamy się więcej produkcji z Wiekiem Pary w tle. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz