Wielkie tragedie Fabryki Snów zawsze były popularnym tematem na film, a w tym przypadku mamy jedną z najbardziej tajemniczych i do dziś niewyjaśnionych zagadek Hollywood - samobójstwo Supermana.
Informacja ta szybko obiegła cały kraj i odbiła się echem nie tylko w świecie telewizji czy filmu, ale przede wszystkim w świecie komiksu z którego postać się wywodziła. Pewnego ranka w czerwcu 1959 roku znaleziono martwego George'a Reevesa odtwórcę roli Człowieka ze Stali w niebywale popularnym w tamtych czasach telewizyjnym show "Adventures of Superman". Uznano to za samobójstwo. Pojawiły się jednak wątpliwości co do tego czy aktor rzeczywiście targnął się na swoje życie.
Im dalej brnie w śledztwo tym bardziej zwraca na siebie uwagę, ale to jest własnie jego zamiarem. On najpierw działa później myśli i nie cofnie się nawet przed wykorzystaniem pogrążonej w żałobie pani Reeves by znaleźć się na pierwszej stronie tabloidów i zdobyć rozgłos.
Sprawa komplikuje się w miarę jak Simo odkrywa kolejne fakty, na światło dzienne wychodzą ukrywane tajemnice, na których ujawnieniu mogą stracić prominenci Hoolywood.
W pewnym momencie nawet matka Reevesa postanawia porzucić dociekanie prawdy w zamian za uczczenie pamięci jej dziecka - które stało się jedną z najbardziej rozpoznawalnych ikon kina.
Adrien Brody wcielający się w rolę Louisa Simo doskonale się wpasował w postać przez siebie kreowaną. Jest on wiarygodny, a przede wszystkim poruszający. Jego zachowanie sceniczne i mimika doskonale oddaje charakter postaci. Chociaż miałem pewne wątpliwości czy postać "twardziela" w jego wykonaniu się sprawdzi - bo w Predators nie wypadł za przekonująco - to w przypadku Hoolywoodland obawy te były bezpodstawne. Interakcje z synem czy byłą żoną są nasycone emocjami i co najważniejsze to czuć. Adrien Brody w filmie zdecydowanie gra pierwsze skrzypce.
Równolegle do głównej linii fabularnej mamy ukazane retrospekcje z udziałem George'a Reevesa, w którego wcielił się Ben Affleck. Reevesa poznajemy jako aktora dopiero rozpoczynającego swoją drogę ku sławie, który miał na swoim koncie rolę w Przemineło z wiatrem, ale nadal szukającego swojej szansy by zaistnieć. I jest bardzo zdeterminowany by to zrobić.
George poznaje Toni Mannix, z którą wdaje się w romans i która zaczęła go utrzymywać. Jako żona szefa studia MGM miała koneksje, dzięki którym George chciał się wybić. To za namową Toni poszedł na przesłuchanie "Adventures of Superman" i został obsadzony w roli Kryptończyka. Dzięki temu szybko stał się rozpoznawalny, ale nie takiej sławy pragnął. W czasach złotej ery kina pragnął być jak Clark Gable, a nie gwiazdką telewizyjnego show dla dzieci.
Nie zdając sobie z tego sprawy był dla wielu młodych Amerykanów wzorem do naśladowania i niepokonanym herosem. Uświadomił to sobie w dość nieprzyjemny sposób podczas pokazów na żywo, kiedy dziecko wycelowało do Supermana z rewolweru. W tej scenie widzimy niepokój Reevesa i talent Afflecka, scena bardzo uniwersalna bym powiedział, bowiem zachowanie owego młodego chłopca jest jakby piętnem telewizji, której przesadnie zawierzymy, a która ma ogromny wpływ na młode umysły. Dzisiaj może tego nie uświadczymy, ale w tamtych czasach kiedy telewizja była nowością i nowym medium docierania do mas, dopiero po śmierci ekranowego Supermana było widoczne jak wielki telewizja miała wpływ.
Frustracja aktora z biegiem czasu narasta, a ta jest wyładowywana na bliskich mu osobach. Rola która miała być jego drogą do kariery, okazała się jego piętnem, ale Reeves się nie poddaje i nadal szuka szansy dla siebie, nie tylko jako aktor ale i reżyser. Poznaje też Leonore Lemmon, dla której porzuca Toni. Młoda Leonore - grana przez Robin Tunney - jakby dodaje sił zmęczonemu już aktorowi, próbuje go podnieść na duchu, ale z czasem daje za wygraną i po pewnym czasie traktuje Georga jako drogę do wygodnego życia.
Kreacji Afflecka nie mam nic do zarzucenia. Wczuł się w rolę zmęczonego i desperacko próbującego zmienić swoją sytuację "aktora jednej roli". Jeżeli ktoś nie przepada za Affleckiem ten film go do niego nie przekona, ale wątpię by taki w ogóle był jeżeli ktoś tego aktora po prostu nie lubi.
Postaci grane przez Diane Lane i Boba Hoskinsa też świetnie wypadają. Zwłaszcza w przypadku tego drugiego widać, że postać mu pasuje i dobrze się sprawdza zarówno jako "zły szef studia", który jednym słowem może zniszczyć komuś karierę jak i mężczyzna zaczynający doceniać swoją żonę, którą mógł stracić.
From Here to Eternity
Mamy tutaj do czynienia z dobrze opowiedzianym dramatem dwóch osób zarówno Simo jak i Reeves docierają do punktu, gdzie niewiele mogą zrobić by sytuację zmienić. Naleciałości wspomnianej wcześniej prozy chandlerowskiej są tutaj widoczne, choć nie mamy tutaj filmu noir, to w trakcie śledztwa Luisa, mamy przedstawioną pełną gamę motywów właśnie z filmów noir. Nie do końca jednoznaczne ślady i tropy, gangsterzy-niegangsterzy i dylemat czy zatracić się do końca w pogoni za odpowiedzią, która tak naprawdę nią nie jest czy zadowolić się półprawdami i naprawić relacje rodzinne - bo przed takim staje główny bohater.
Śmierć George'a Reevesa pozostaje niewyjaśniona do dziś. Jest jedną z największych tajemnic Hollywood, która chyba nie zostanie rozwiązana. Odpowiedzi i poszlaki jakie przedstawił w swoim filmie Allen Coulter to po prostu przedstawienie wątpliwości jakie pozostały po tej tragicznej śmierci. Nie do końca klarowne, pozostają otwarte na interpretację i chyba to jest jednym z większych plusów tego obrazu. Jest kilka możliwych odpowiedzi. Jedną z nich wybrał Sino? A każdy może wybrać swoją.
Nie ulega jednak wątpliwości, że George Reeves przez wielu będzie zapamiętany jako Człowiek ze Stali i jego sława będzie trwała jeszcze przez długi czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz