sobota, 13 grudnia 2014

Jesienne finały seriali komiksowych

Za nami jesienne finały trzech z największych seriali komiksowych: Arrow, The Flash i Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.
Jestem co prawda fanem klimatów superhero, ale daleko mi od bycia fanboyem, którejkolwiek produkcji. Nie faworyzuję również wydawnictw. Nie ważne czy to serial od Marvela czy od DC Comics, ważniejsze żeby dobrze się go oglądało.

Nie chcę pisać recenzji poszczególnych odcinków, bo to kwestia zupełnie subiektywna. Poza tym nie zawsze moja wiedza komiksowa pozwala na wyłapanie wszystkich smaczków, jednak nie znaczy to, że nie pozwala mi to czerpać przyjemność z oglądania serialu. Postaram się w kilku zdaniach opisać wrażenia po obejrzeniu danego odcinka, dlatego też nie będę poruszał wszystkich kwestii i wątków, ale skupię się na tym co zwróciło moją uwagę.

Kolejność zupełnie przypadkowa. 
UWAGA NA SPOILERY!!!



Arrow 3x09 - The Climb

Najlepszy odcinek trzeciego sezonu. Jednak bez szału, bo można to było zrobić lepiej.

Po pierwsze zdziwiło mnie jak China sama poszła do domu Maseo... wiem że to nie byle jaki villian, ale mogła mieć choć ze dwóch mięśniaków dla obstawy, nie musieli by walczyć, ale żeby chociaż byli. A tak to zrobiła wjazd na chatę i zamiast skorzystać choćby z pistoletu to łapie za katanę... wait what?! Sztucznie niesamowicie to wyszło.

Po drugie rozmowa Laurel i matki w barze. Instynkt macierzyński?! Serio? Rozumiem że matka, ale no nie przesadzajmy. Laurel mogła coś pościemniać. Widać ojca może okłamywać, ale matce od razu się wygadała. 
No i okazuje się, że matka Sary i Laurel nie jest taką dobrą i miłą osobą jaką nam przedstawiano do tej pory, scenarzyści nas oszukali bo okazuje się ona mściwą kobietą każącą swojej drugiej córce sprowadzić cierpienie na sprawców.

Po trzecie Ra's nie robi takiego wrażenia jakie powinien. Jest zbyt normalny... zbyt ludzki. Już pomijam jego kaloryfer, bo bez koszuli wygląda... no cóż, trochę słabo. Tragedii jednak nie ma. 

Noble ma dobry głos, ale brakuje mi pewnej maniery u niego, a którą prezentował choćby Liam Neeson u Nolana. Mogli by go też trochę bardziej ucharakteryzować. Dziwnie wygląda bez charakterystycznej brody, ale może się czepiam.
Miałem co do niego duże oczekiwania i szczerze muszę przyznać, że nie wszystkie zostały spełnione.

Finałowa walka pozostawia wiele do życzenia. Oliver jakby zapomniał jak się walczy. Już pomijając samo zmęczenie wspinaczką, dziwne było widzieć jak w szale rzuca się na ślepo na jednego z najlepszych żyjących wojowników. Wyszedł na nieogarniętego szczeniaka, amatora. Sam wynik walki jednak mnie zaskoczył... To znaczy przewidywałem, że Ra's wygra, ale nie spodziewałem się, że Oliver skończy przebity mieczem.

Arrow jednak wróci do żywych. Nie ma co do tego wątpliwości. Pytanie tylko jak szybko? Podejrzewam, że Nyssa się do tego przyczyni, bo zapewne będzie chciała się dowiedzieć kto naprawdę zabił Sarę.

Jednak pomimo tych wszystkich mankamentów odcinek oglądało się dużo lepiej niż dotychczasowe odcinki trzeciego sezonu (crossover też był dobry). Było napięcie, tajemnica i kilka zwrotów akcji. No i nie zapomniano o ekipie z Central City za co też plus. Ciekaw jestem co przygotowali scenarzyści w kolejnych odcinkach. Jedno jest pewne. Będzie się działo.


The Flash 1x09 - The Man In The Yellow Suit


Do tej pory serial prezentował się całkiem nieźle. Daleko mu było do perfekcji. Czasami irytował pewnymi rozwiązaniami, ale nie bez wpływu na całokształt serialu jest target stacji w jakiej jest emitowany.

Gdyby nie ta aura świąteczna i te wszystkie ckliwości to odcinek byłby fenomenalny, a tak niestety został zepsuty. Ale żeby była jasność nie mam pretensji do tego, że te święta pokazali tylko jak to pokazali.
Scena rozmowy Barrego i Iris kiedy wyznawał jej miłość została zrujnowana przez drewnianą Candice Patton, miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie panicznym śmiechem. O ile Grant pokazał się w tej scenie z dobrej strony i rzeczywiście było widać emocje to jego partnerka zmarnowała cały jego wysiłek.
Jeżeli chodzi już o ckliwości to strasznie zirytowała mnie scena jak Eddie dał Iris klucz, mogli sobie tę scenę darować dając więcej czasu Catlin i Ronniemu. Ten duet został całkiem fajnie przedstawiony. A rozmowa dziewczyny z Cisco mimo, że ckliwa to jednak była potrzebna żeby ukazać zmienne uczucia z jakimi zmagała się Catlin.
Sam Firestorm ładnie pokazany, nie przesadzono z ekspozycja tej postaci, a końcówka była trochę przekoloryzowana (znaczy chodzi mi o ostatnie słowa do Catlin), ale latający Ronnie pozamiatał.

Co do tytułu odcinka, to oglądając poprzednie epizody byłem niemal już pewien, że dr Wells nie jest Reverse Flashem. Scena bijatyki między tymi dwoma mnie upewniła... ale znów końcówka odcinka spowodowała opad szczęki. WHAT? Teraz to już sam nie wiem kim jest profesorek, ale strój sugeruje, że jakimś speedsterem. Komiksów nie znam, ale teoria jakoby był to Hunter Zolomon, czyli Zoom wydaje się prawdopodobna.




Żółty strój kojarzy mi się też z Kid Flahem i Impulsem. Może Wells to starsza wersja któregoś z nich z przyszłości?

I fajna ciekawostka i zarazem ester egg dla fanów The Big Bang Theory. Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę na koszulkę Cisco w drugiej połowie odcinka. Taka mała rzecz, a cieszy zwłaszcza jeżeli ktoś ogląda perypetie Sheldona i spółki.

Muszę też przyznać, że same efekty specjalne robiły dobre wrażenie. Walka między speedsterami wyglądała efektownie, a i Firestorm wypadł przyzwoicie. Jak na telewizyjne standardy produkcja The CW nie ma się czego wstydzić pod tym względem. 

The Flash pozostawił mnie w pewnej konsternacji, ponieważ nie wiem co myśleć. Odcinek w porównaniu do poprzednich bardzo dobry, ale powoduje pewien mętlik w głowie. Kim w końcu jest Wells? Jest dobry czy zły? I czy rzeczywiście Flash z przyszłości uratował małego Barry'ego? Dużo pytań. Niestety na odpowiedzi przyjdzie nam jeszcze poczekać.


Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. 2x10 - What They Become

Bardzo dobry odcinek. Dla mnie najlepszy do tej pory.
Świetnie prowadzona fabuła, zarówno w szczególe odcinka jak i w zakresie sezonu, który doprowadził do świetnego finału jesieni. Co prawda im bliżej końca odcinka tym lepiej, bo na początku trochę trochę skakali z miejsca na miejsce co wprowadziło trochę chaosu, ale ładnie się wszystko zazębiło. Im bliżej kulminacji tym większe napięcie, by w ostatnich minutach sięgnęło zenitu i do ostatnich sekund epizod ogląda się w napięciu czekając co będzie za chwilę.


Komiksów o Inhumans nie znam, więc nie miałem pojęcia kim stanie się Skye, ale jestem pod wrażeniem jak scenarzyści to wymyślili. 
Wprowadzenie do serialu Inhumans, a co za tym idzie więcej postaci ze zdolnościami nadprzyrodzonymi powinno skierować Agentów na inne tory. Z drugiej strony ciekawe, że wprowadzają ich parę lat przed filmem kinowym. Ale dla mnie, czyli osoby, która nie zna tych komiksów to nawet na rękę :)

Scena jak Skye wpakowuje pół magazynka w Ward bezcenna :) I taj jego mina...piękna scena.
Ciekawe jak dalej potoczą się jego losy. Czy jego uczucia do Skye się zmienią? 
Jednak muszę przyznać, że Ward w drugim sezonie jest dużo lepszy, a i Brett Dalton wypada dużo lepiej jako czarny charakter.

Śmierć Tripa zaskakująca i szkoda trochę tej postaci, bo był całkiem sympatyczny. Z drugiej strony pokazuje to, że nie możemy być pewni przyszłości naszych bohaterów. Co prawda o życie pierwotnego składu się nie obawiałem, ale tych nowych polubiłem - zwłaszcza Bobbi i Lance'a - i nie chciałbym żeby ktoś zbyt szybko nie odszedł.

Aktorsko odcinek zdominował Kyle MacLachlan, który dał niezły popis i zostawił pozostałych daleko w tyle. Trochę szkoda, że Coulson przeszkodził jego postaci w zemście, ale koniec końców Whitehall dostał to na co zasłużył... pytanie tylko czy nie powróci do żywych.

Podsumowując drugi sezon, a zwłaszcza finał jesieni pokazują wysoki poziom i mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.


Jeżeli lubisz klimaty i seriale superhero zapraszam na stronę: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz