niedziela, 29 listopada 2015

Serialowy sezon 2015/2016 cz.2 - Powroty

Sezon serialowy zaczął się na dobre. Wszystkie produkcje mają za sobą już parę odcinków. W poprzednim wpisie przedstawiłem nowości. A jak wypadają produkcje powracające? Poniżej postaram się odpowiedzieć na to pytanie. Z góry zaznaczam, że nie są to wszystkie produkcje, które są emitowane, tylko te które oglądam i miałem już okazję obejrzeć kilka odcinków.

Kolejność zupełnie przypadkowa. Uwaga na potencjalne spoilery!

Castle (sezon 8)

Po obejrzeniu kilku początkowych epizodów serialu trudno uwierzyć, że to już ósmy sezon.
Końcówka siódmego sezonu to jeden z najlepszych finałów w historii serialu, a premiera ósmego to jeden z lepszych epizodów jakie zaliczyła produkcja.
Zaczyna się dość spokojnie, ale to tylko pozory, bo już po kilku minutach akcja przyspiesza. Jest dynamicznie i cholernie interesująco. Odcinek naprawdę wciąga, ale z drugiej strony też za dużo tutaj pytań bez odpowiedzi. Serial zdążył nas już przyzwyczaić, że dwuodcinkowe historie są zazwyczaj jednymi z lepszych odcinków w sezonie, ale XY jest tutaj w ścisłej czołówce. Ta dwuodcinkowa historia jest podwaliną pod główny wątek sezonu, jest również pretekstem, aby oddalić od siebie Ricka i Beckett. Z jednej strony jest to umotywowane tym, że Kate nie chce narażać męża na niebezpieczeństwo, choć wielokrotnie mięliśmy okazję widzieć, że potrafi o siebie zadbać. Jest to rozłąka trochę jakby na siłę, bo równie dobrze wtajemniczony Castle mógłby pomóc.

Kolejne odcinki wcale nie są gorsze. 
Nasz bezczelnie-przystojny pisarz zakłada firmę detektywistyczną i jako PI zajmuje się zleceniami, które jakimś dziwnym trafem, zawsze wiążą się ze sprawami policji  i drogi Ricka oraz Espo i Ryana często się przecinają, co nieraz daje się we znaki naszej dwójce detektywów.
Jak napisałem wcześniej nie czuć, że to już ósmy sezon. Zmiana showrunnera musiała wpłynąć pozytywnie na produkcję,która jak na procedural z takim stażem prezentuje się całkiem dobrze. Małe przetasowania w obsadzie, kilka ciekawych gościnnych występów też wpłynęło pozytywnie na poziom produkcji.
Jest wszystko za co lubię ten serial. Ciekawe historie, trochę akcji, humor i cięte dialogi.
Oby tak dalej.

Więcej o serialu:




Arrow (sezon 4)

W najnowszym sezonie wprowadzono kilka nowych postaci, co na razie na plus, choć ich potencjał jeszcze nie został w pełni wykorzystany.
Na pewno w porównaniu do poprzedniego sezonu główny czarny charakter prezentuje się zdecydowanie lepiej. Pewnie to tez przez to, że nie znam w ogóle komiksowego oryginału, a postać Ra'sa jest znana choćby z animacji czy filmu Nolana. Neal McDonough całkiem nieźle się spisuje i tworzy złowieszczą, choć trochę przerysowaną postać, która i tak na tle bohatera, w którego wcielał się Matt Nable wypada bardziej przekonująco.

Twórcy zapowiadali lżejszy ton, choć raczej tego nie widać. No chyba, że mieli na myśli Felicity, która swoją postacią i tekstami trochę rozluźnia atmosferę. A kilka niezłych tekstów miała.
Powrót Sary nastąpił szybciej niż się spodziewałem, ale dla mnie Caity Lotz na ekranie to już jest plus.
Dziwne zachowanie telefonu Felicity zwiastuje powrót Raya, który wiemy już, że może zmniejszać swój rozmiar i zapewne zwróci się do dziewczyny o pomoc w powrocie do normalnych rozmiarów.

Gościnny występ Constantina wpłynął pozytywnie na odcinek, który był jednym z lepszych w tym sezonie. Szkoda, że to jednorazowy występ i wprowadzenie tej postaci odbyło się po najmniejszej linii oporu i nasz egzorcysta pojawia się w retrospekcjach i po kilku godzinach już z Oliverem są najlepszymi kumplami. Można powiedzieć, że postać egzorcysty wyskakuje jak królik z kapelusza. I tak samo szybko jak się pojawia tak i szybko znika.
Pierwsze odcinki czwartego sezonu traktuję jako wprowadzenie do LoT, bo na razie scenarzyści powoli przedstawiają podbudowę pod nowy serial. Co może złe nie jest, ale mogłoby zostać lepiej zrealizowane, by bieżące wątki zarówno z Arrow jak i The Flash nie były spychane na dalszy plan.

Najbliższy odcinek to crossover. Ale bardziej ciekawi mnie w jakim kierunku ruszy serial później i czy w końcu dostaniemy coś więcej niż poprawne i często ocierające się o przeciętność odcinki? Mam nadzieję, że tak. 

Więcej o serialu:




Sleepy Hollow (sezon 3)

W trzecim sezonie nastąpił mały restart, co pozwoliło na przedstawienie nowej rzeczywistości w jakiej znaleźli się bohaterowie oraz to z czym muszą się zmierzyć. 
Najbardziej kontrowersyjną decyzją jest pozbycie się Jeźdźca bez głowy, czyli Śmierci we własnej osobie. Może ta postać jeszcze wróci, ale jakoś za nią nie tęsknię.
Serial zaliczył całkiem niezły początek trzeciego sezonu i dalej trzyma ten sam poziom... choć liczyłem, że jednak będzie lepiej. Nie jest tak źle jak w drugim sezonie, ale jednak widać, że kilka rzeczy można było by poprawić.
Wątki proceduralne zostały jakoś uzasadnione, a końcówka szóstego odcinka daje nadzieję, na wprowadzenie dłuższego wątku, kryjącego się za działaniami naszej głównej złej postaci (szkoda że Shannyn nie ma za dużo do zagrania). Pierwsze spotkanie Pandory z Aby wypada całkiem nieźle. Szkoda jedynie, że bohaterowie tak szybko dowiedzieli się o prawdziwej naturze kobiety.
Widać, że historia ma potencjał, ale twórcy jakby nie wykorzystują wszystkich szans, aby ją uatrakcyjnić. Można było by ciekawiej rozwinąć postaci, a wprowadzenie kilku drugoplanowych bohaterów daje na to doskonałą okazję, ale niestety się marnuje niewykorzystana.
To co czasami irytuje to styczność w przeszłości Ichaboda z każdą z nadprzyrodzonych istot jakie napotyka w teraźniejszości. Jakoś dziwnym trafem zawsze udaje mu się w jakiejś księdze albo pamiętniku odnaleźć sposób na pokonanie demona. Ale to już taka specyfika tego serialu.

Warto wspomnieć o szumnie zapowiadanym crossoverze z Bones, który okazał się tylko fajnym smaczkiem dla fanów produkcji. O ile wizyta dwójki bohaterów ze Sleepy Hollow w Waszyngtonie, była nawet zabawna i miała jakiś wpływ na fabułę to nie można tego samego powiedzieć o występie bohaterów z Bones, którzy pojawili się właściwie na kilka minut, a ich występ nie był niezbędny do posunięcia fabuły do przodu. Dzięki temu mieliśmy jednak kilka kąśliwych dialogów między Cranem a dr Brennan. Jednak te odcinki halloweenowe jak dla mnie były przereklamowane, choć nie były złe. Nie spełniły jednak pokładanych w nich oczekiwań.


Więcej o serialu:



iZombie (sezon 2)

Drugi sezon trzyma ten sam dobry poziom co pierwszy. I jest to za co ten serial lubię. Nowe wcielenia Liv, ciekawe historie morderstw, zwroty akcji, intrygi i oczywiście humor, którego na szczęście nie brakuje.
W pierwszych odcinkach widzimy jak Liv musi ponosić konsekwencje swojej decyzji z finału pierwszego sezonu. Jest samotna i to jest nam pokazane bardzo dosadnie. Ma nową współlokatorkę, która jak się okazuje nie do końca mówi jej prawdę. Major po przejściach z poprzedniego sezonu odsuwa się od Liv i wydaje się że jedyne co się nie zmieniło to Ravi, na którego może liczyć oraz oczywiście praca i nowe mózgi.
W tym serialu na nudę narzekać nie można, pomijając już coraz to nowe osobowości sprawy tygodnia są ciekawe, a ich rozwiązanie nieraz zaskakujące. Wątki drugoplanowe też są atrakcyjne, choć czasami nie wykorzystuje się ich potencjału jak w przypadku Robert Knepper, który jest bardzo charakterystycznym aktorem i potrafi tworzyć wyraziste postaci, a niestety nie wykorzystano jego talentu. Rola ojca Blaine'a jest dość schematyczna i właściwie można powiedzieć pojawia się na chwilę... choć mam nadzieję, że jeszcze się pojawi.

W kolejnych odcinkach twórcy wprowadzają w życiu Liw kilka pozytywów sytuacja się polepsza, związek z Majorem odżywa na nowo - o ile można tak powiedzieć kiedy jest się w związku z zombie :) 
Jest klika tajemnic, jest intryga, jest interesująco, a ciekawi mnie co będzie dalej. Pamiętając co scenarzyści przygotowali na koniec pierwszego sezonu, aż się boję pomyśleć co zaserwują nam w finale drugiego sezonu. Na szczęście do tego pozostało jeszcze kilkanaście odcinków.

Więcej o serialu:




Elementary (sezon 4)

Początek czwartego sezonu jest lekko rozczarowujący. Mając w pamięci dramatyczna końcówkę finału trzeciego sezonu, trudno mówić o satysfakcjonującym rozwinięciu tego wątku. Prawdę mówiąc w ogóle go nie rozwinięto, bo sprawa zakończyła się już w pierwszym odcinku, a status quo wraca już w trzecim. Oczywiście są pewne następstwa i konsekwencje działań Sherlocka, ale nie tego się spodziewałem. Holmes jest dalej ten sam, poza świadomością, że postąpił nierozsądnie nic się u niego nie zmienia. U Watson zresztą też wszystko po staremu.
Jeżeli coś się dobrze sprawdza to dlaczego to zmieniać? Z takiego założenia chyba wychodzą twórcy Elementary i serial szybko wraca na stare tory, czyli procedural z nową sprawą co odcinek.

Jedyną nowością i zaskoczeniem jest wprowadzenie nowej postaci, w którą sportretował się znany choćby z Fringelub Sleepy Hollow John Noble.
Spoiler:
A wciela się w nikogo innego jak w ojca Sherlocka. Była to chyba najbardziej tajemnicza całego serialu, bardziej nawet niż Moriarty. Wspominany już od pilotowego odcinka, nigdy do tej pory nie miał fizycznego wcielenia, ale myślę, że gra Johna Noble świetnie oddaje tę postać. Relacje ojca z synem przedstawiono z dystansem i dość oszczędnie, by zapewne w dalszej części sezonu bardziej rozwinąć ten wątek.
Co jak dla mnie na pewno uatrakcyjni czwarty sezon Elementary i czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki.


Więcej o serialu:




Legends (sezon 2)

Legends wróciło w bardzo dobrej formie. Można powiedzieć, że to nie ten sam serial. Porzucono formę proceduralu na rzecz zwartego wątku głównego, który ma odpowiedzieć na pytanie kim jest Michel Odom (choć właściwie na pewno się tak nie nazywa) i kto go wrobił. Akcja została podzielona na trzy linie czasowe osadzone w tajemniczej szkole w roku 1975, na Pragę w 2001 roku kiedy to nasz bohater działał pod przykrywką i oczywiście czasy obecne. Fabuła jest trochę poplątana i co chwila skaczemy z jednej linii czasowej do drugiej, co może powodować pewien mętlik w głowie, w pilocie to trochę przeszkadzało, ale idzie się przyzwyczaić, bo jest naprawdę interesująco.
Z obsady zostały chyba tylko dwie albo trzy osoby, reszta to zupełnie nowi bohaterowie, którzy wypadają dużo lepiej od tych w pierwszym sezonie. Aktorsko oczywiście Sean Bean się wybija,ale pozostali też nieźle się spisują.

Zmiana formy wyszła Legends zdecydowanie na plus, zupełnie inny klimat produkcji niż w pierwszym sezonie jest odczuwalny od pierwszych minut. Ci który narzekali w pierwszym sezonie na zbyt lekki klimat i proceduralną formę teraz powinni być usatysfakcjonowani. Pierwszy sezon był niezły, ale ten zapowiada się dużo, dużo lepiej.



Więcej o serialu:




Marvel's Agent of  S.H.I.E.L.D. (sezon 3)

Premiera trzeciego odcinka potwierdza, że to jeden z lepszych seriali obecnie emitowanych w telewizji ogólnodostępnej i czołówka seriali komiksowych. Jest ciekawa intryga, jest humor i jest akcja i to wszystko podane w bardzo atrakcyjnej formie.
Jak sugeruje hasło reklamujące najnowszy sezon, teraz produkcja skupia się na Inhumans i bardzo fajnie to wyszło.

Agents... bardzo dobrze się rozwija. Widać że twórcy mają większy plan, bo nie przeciągają niepotrzebnie wątków, ale za to pojawiają się nowe, które są jeszcze bardziej interesujące. 
Dość szybko rozwiązano wątek z Simmons, która w finale drugiego sezonu znika. Fitz oczywiście nie daje za wygraną i zaczyna szukać sposobu na jej odzyskanie, które następuje szybciej niż się spodziewałem. Wątek ten jak się okazuje to dopiero wierzchołek góry lodowej i jest powiązany z wątkiem Warda, który chce odbudować Hydrę i zniszczyć S.H.I.E.L.D.
Scenarzyści mieli tutaj naprawdę dobre pomysły, bo wszystko zostaje połączone w logiczną całość.
Wprowadzono postać Rosalindy szefowej ATCU, która początkowo staje w opozycji do Coulsona i jego działań wobec Inhunans. Ich słowne utarczki są jednymi z lepszych momentów. Widać tutaj chemię między aktorami, którzy wypadają bardzo naturalnie co jest zdecydowanym plusem. Ich rozwijająca się relacja na pewno jest ciekawa, a wpływ na to ma również powiązanie Rosalindy z Hydrą. Co daje ciekawe pole do popisu w kolejnych odcinkach.
Postać Fitza w tym sezonie zaskakuje. Pozytywnie.
W pierwszym sezonie razem z Simmons byli najbardziej irytującymi postaciami, a teraz świetnie się go ogląda. Widać, że ma motywację i dąży do celu, co jest dobrze przedstawione. Aktorsko się Iain De Caestecker świetnie się spisuje. Pozostała obsada z Clarkiem Greggiem czy pojawiających się w tym sezonie Constance Zimmer i Powers Boothe, którzy wypadają równie dobrze.

Serial trzyma dobry poziom. Postacie się rozwijają, żeby wspomnieć choć o Skye, która od teraz jest Daisy i kontroluje swoje moce, choć jeszcze nie do końca je poznała. Widać, że wyrasta na przyszłego przywódcę - zapowiadanego Secret Warriors - który może konfrontować swoje zdanie z dyrektorem Coulsonem jak równy z równym. Podoba mi się dokąd zmierza ta postać. 
Zobaczyliśmy bardziej ludzką i emocjonalną stronę May, która w tym sezonie w ciągu tych kilku odcinków już dość sporo przeszła. Nie było to może niezbędne, ale pozwala spojrzeć na tą postać z innej perspektywy.

Nie obyło się bez pewnych szokujących rewelacji,które wpływają nie tylko na opowiadaną w serialu historię, ale na cały MCU i jestem ciekaw jak to wpłynie na późniejsze kinowe obrazy i jakie będą tego konsekwencje. W trzecim sezonie mimo kilku spokojniejszych momentów Agents of S.H.I.E.L.D. ogląda się bardzo dobrze i oby tak dalej.

Więcej o serialu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz