sobota, 20 stycznia 2018

Poznajcie Kato, czyli nibyrecenzja Hotel Beau Séjour

Poznajcie Kato. 
Kato jest 19-letnią dziewczyną. 
Lubi jeździć na motorze.
Kato właśnie zerwała z chłopakiem.
Obudziła się w hotelu i znalazła w łazience swoje zwłoki.
Kato nie żyje. I chce znaleźć swojego mordercę.

Nieczęsto sięgam po europejskie seriale, a właściwie bardzo rzadko. Nie dlatego, że są złe lub gorsze. Nie dlatego, że są inne niż te amerykańskie (choć trzeba przyznać, że są). Ale dlatego, że każdy ma pewną swoją strefę komfortu i trudno jest mu się poruszać poza nią. A sięgając po europejski serial trzeba się przygotować na to że wchodzimy na nieznane rejony. Ale po obejrzeniu zapowiedzi belgijskiego Beau Séjour wiedziałem, że muszę go obejrzeć, bo krótki trailer mnie zaintrygował. Czy warto było czekać?
Warto.


Kato poznajemy w momencie kiedy budzi się w ciemnym pokoju hotelowym i wchodząc do łazienki w wannie znajduje swoje zwłoki. Sam początek jest dobrym punktem wyjścia dla całej intrygi. Tym bardziej, że dziewczyna nie pamięta jak się tam znalazła, ani kto ją zabił. Po początkowym szoku postanawia znaleźć swojego mordercę.
Od razu warto zaznaczyć, że nie jest to serial fantasy, paranormal czy choćby horror. Jest to kryminał z jednym nadnaturalnym wątkiem, który okazał się ciekawą furtką fabularną. Pozwala nieco urozmaicić sposób prowadzenia śledztwa, ale żeby nie było tak łatwo Kato jako duch zachowuje się jakby żyła. Śpi, jeździ na swoim motocyklu, je czy... uprawia seks. Jest to dość specyficzne rozwiązanie i to podejście twórców może budzić konsternację, ale mi to nie przeszkadzało i szybko się do tego przyzwyczaiłem. 

Oprócz znalezienia swojego mordercy główna bohaterka stara się również rozwikłać tajemnicę, dlaczego kilka osób z jej otoczenia może ją widzieć i słyszeć. Co jest tego przyczyną? I czemu właśnie z tymi, a nie innymi postaciami Kato może wchodzić w interakcję? To już trzeba zinterpretować samodzielnie.


W trakcie całego (dziesięcioodcinkowego) sezonu poznajemy kolejne postaci, zarówno rodzinę Kato jak i postaci z drugiego czy nawet dalszego planu, które mogą być uwikłane w morderstwo dziewczyny. Każda z tych postaci została w miarę ciekawie przedstawiona, choć nie udało uniknąć się pewnych klisz. Trzeba też przyznać, że przy niektórych scenarzyści bardziej się przyłożyli, a do niektórych brakowało im kreatywności.
Co do obsady to nie mam się do czego przyczepić. Mimo tego, że niektóre postaci nie wychodzą poza utarte schematy to aktorzy starają się im nadać indywidualnego rysu.
Jak ktoś oglądał europejskie lub skandynawskie seriale to wie, że w tych produkcjach na obsadę rzadko można narzekać. 
Lynn Van Royen wcielająca się w główną bohaterkę świetnie wywiązuje się ze swojego zadania. Już w pierwszym odcinku pokazuje, że ma talent, a w kolejnych odcinkach tylko to potwierdza. Jej wspólna scena z Inge Paulussen nad rzeką z pierwszego epizodu ma ogromny ładunek emocjonalny. Obie aktorki stają na wysokości zadania i scena ta na pewno wyryje się w pamięci widza.
Inge Paulussen świetnie się zgrywa z Krisem Cuppensem, który portretuje jej byłego męża i ojca Kato, we wspólnych scenach. Jak to się mówi czuć tą ekranową chemię. Ale sam aktor ma tutaj wielkie pole do popisu, widzimy go jako rozpaczającego po utracie córki ojca i możemy mu współczuć... 
Ta trójka na tle pozostałej obsady zdecydowanie się wyróżnia, ale jak napisałem wcześniej ogólny poziom i tak jest bardzo dobry.

Wracając do samej historii, warto zaznaczyć, że oprócz wątku morderstwa pojawią się również pomniejsze wątki zarówno obyczajowe jak i kryminalne, które wpływają na dalsze postępowanie głównej bohaterki. Sama intryga jest prowadzona poprawnie, co chwila dostajemy mylne tropy i zaskakujące zwroty akcji. Niestety niektóre wciśnięte jakby na siłę i bez większego składu, ale nie jest to jakiś rażący mankament. Tajemnica jest odkrywana powoli, a napięcie rośnie z odcinka na odcinek. Tożsamości mordercy bardzo długo nie poznajemy, ale kiedy już to się stanie... mnie zaskoczyli. A to już duża zaleta w serialu kryminalnym. Są tutaj pewne uproszczenia fabularne, ale po zastanowieniu to układa się to w miarę sensowną całość, co twórcy (dosłownie)  pokazują na sam koniec.

Jak napisałem we wstępie europejskie seriale mają zupełnie inny klimat od tych amerykańskich i jeżeli ktoś wcześniej nie oglądał produkcji ze Starego Kontynentu ich wykonanie może odrzucać. Surowe scenerie, przeciągane ujęcia plenerów, zimne kolory lub nawet szarości. 
Hipnotyzująca, ambientowa muzyka dopełnia surowego obrazu małego miasteczka w Belgii.
Jeżeli ktoś oglądał Jordskott to mniej więcej wie czego się spodziewać.

Hotel Beau Séjour nie jest może produkcją wybitną i nie jest tak znana jak inne produkcje Netflixa, ale te dziesięć odcinków potrafiło mnie naprawdę mocno przykuć do ekranu i trudno było się oderwać. A to już samo w sobie powinno być rekomendacją.


Więcej o serialu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz