niedziela, 5 lipca 2015

Seriale komiksowe w ubiegłym sezonie - Podsumowanie cz.II



Z każdym rokiem produkcje komiksowe zyskują na popularności i ofensywa nowych tytułów nadal trwa. Nie tylko w kinie, ale również - a może przede wszystkim - w telewizji.
O Marvel ze swoimi licznymi tytułami dominuje w kinie to na małym ekranie DC Comics częściej gości ze swoimi bohaterami.

W sezonie 2014/2015 do emitowanych wcześniej Arrow oraz Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. dołączyli Constantine, Gotham, iZombie, Marvel's Agent Carter, Marvel's Daredevil oraz The Flash. A w nadchodzącym sezonie produkcji komiksowych będzie jeszcze więcej. Pojawią się między innymi Lucyfer,Supergirl (TUTAJ możecie przeczytać nibyrecenzję pilota, który wyciekł do sieci), Legends of Tomorrow (TUTAJ możecie obejrzeć trailer) oraz Titans od TNT, który ma przedstawić losy młodych bohaterów znanych z kart komiksów DC Comics jako Teen Titans. O tej produkcji jednak niewiele wiadomo. Ze stajni Marvela w drugiej połowie roku ma się pojawić Marvel's Jessica Jones od Netflixa.

Jadnak zanim nowe produkcje zagoszczą na antenie kilka słów podsumowania i wrażenia po obejrzeniu seriali emitowanych w tym sezonie. Nie piszę o The Walking Dead, bo nie jestem na bieżąco.
W drugiej części skupiam się na serialach Marvela. TUTAJ część pierwsza.
Nie chcę się zanadto rozpisywać, więc postaram się skupić na najważniejszych kwestiach, o których warto wspomnieć.

W tekście mogą pojawić się spoilery!

Kolejność zupełnie przypadkowa.


Marvel's Agent Carter

Marvel swojego czasu do wydań DVD i Blu-Ray jako dodatek zamieszczał krótkometrażówkę, aby uatrakcyjnić potencjalny zakup. Po ciepłym przyjęciu postaci Peggy Carter, w którą wcieliła się Hayley Atwell, w Captain America: First Avenger postanowiono poświęcić właśnie tej postaci krótkometrażowy film dołączony do wydania DVD i Blu-Ray trzeciej części Iron Mana. Po fali pozytywnych opinii doczekaliśmy się się Marvel's Agent Carter przedstawiający losy Peggy zaraz po zakończeniu wojny.

Pierwszy sezon liczył osiem odcinków i był emitowany w przerwie Agents of S.H.I.E.L.D. Serial może nie miał zbyt dobrej oglądalności, ale miał zagorzałe grono widzów. Długość sezonu na pewno wpłynęła na opowiadaną historię, w której to Peggy pomaga Howardowi Starkowi oczyścić swoje dobre imię po uznaniu go zdrajcą. Trop wiedzie do Rosji oraz bitwy w czasie II WŚ, z którą w tajemniczy sposób powiązany jest Stark.
Dzięki takiej formie opowiadana historia ma odpowiednie tempo i znacząco nie zwalnia, a jeżeli już to żeby dokładniej przyjrzeć się bohaterom.
Na pewno atutami serialu są Hayley Atwell, James D'Arcy i Dominic Cooper i to oni najjaśniej świecą na ekranie. Ich gra aktorska i ekranowa chemia pozostawia w tyle pozostałych członków obsady.
Postać Peggy jest twarda, zdecydowana, ale też bardzo kobieca, a czasami zagubiona kiedy musi radzić sobie ze stratą ukochanego. Hayley świetnie uchwyciła charakter postaci i właściwie na jej rola można się tylko zachwycać.
W samych superlatywach można również pisać o postaci lokaja Howarda Jarwisie, który daje się wodzić za nos agentce Carter, ale też często jest dla niej wsparciem. Trochę fajtłapowaty i zdominowany przez Peggy, czasami jednak ukazuje inne oblicze co świetnie dopełnia obrazu tej postaci. 
O Starku można napisać, że - jaki ojciec taki syn i już wiadomo dlaczego Tony jest jaki jest. Dominic Cooper przedstawia nam obraz jaki dobrze znamy z wykonania Roberta Downey'a Jra. Howard jest genialnym przedsiębiorcą, a przy tym lekkoduchem i kobieciarzem, który rzadko kiedy traktuje coś na poważnie. Wszystko dla niego jest przedstawieniem, w którym ma zwracać na siebie uwagę. Jednak pomimo tego niepochlebnego wizerunku, w głębi jest patriotą i dobrym człowiekiem, który wbrew pozorom nie dba tylko o siebie.

Mieliśmy kilka nawiązań do pierwszego filmu o Kapitanie, był gościnny występ Howling Commandos co było ładnym ukłonem w stronę fanów.
Mimo iż nie był to serial wybitny i niepozbawiony wad przyjemnie śledziło się przygody Peggy Carter oraz jej towarzyszy i mam nadzieję, że nie mniejszą przyjemność będę miał z seansu drugiego sezonu.


Marvel's Daredevil

Kiedy ogłoszono, że Marvel podpisał umowę z platformą internetową Netflix na mocy której wspólnie stworzą seriale powiązane z MCU fani zacierali ręce. Po pierwsze Netflix kojarzony jest z produkcjami wysokiej jakości gdzie za przykład może służyć House of Cards, a po drugie pierwszą produkcją miał być Daredevil.
Kinowa ekranizacja nie zdobyła zbyt dużego uznania i była bardzo krytykowana, na szczęście serial w ogóle nie przypomina filmu z 2003 roku. 

Począwszy od udanych castingów poprzez świetny scenariusz, aż po bardzo dobre wykonanie. Wszystko ze sobą współgra, a fakt, że serial tworzony jest dla Netflixa tylko produkcji pomaga. 
Po pierwsze sama struktura sezonu pozwala na swobodę scenarzystów, kiedy cały sezon można obejrzeć od razu nie muszą oni wymyślać cliffhangerów na koniec odcinka by zachęcić widza do dalszego oglądania. Nie muszą sięgać po chwyty znane z telewizji. 
Historia ma swoje tempo i czasami jest mało dynamicznie, ale na pewno bardzo emocjonująco i na pewno nie nudno.

Wybór aktorów należy tylko pochwalić. Nie ma tutaj słabego ogniwa, wszyscy świetnie się spisują z tym, że Vincent D'Onofrio swoją grą prezentuje niebywały talent, który potrafi przyćmić wszystkich pozostałych.
Relacje między Mattem, Foggym i Karen też świetnie ukazano. Charlie Cox, Elden Henson i Deborah Ann Woll świetnie ze sobą współpracują i czuć tę ekranową chemię, która jest tak bardzo ważna.
Drugi plan bardzo dobrze wypełniają Toby Leonard Moore,  Ayelet Zurer oraz Vondie Curtis-Hall. Ich postacie są żywe i intrygujące. Nie sposób być wobec nich obojętnym, choć nie zawsze wzbudzają sympatię.
Klimat serialu jest bardzo specyficzni dla niektórych może być to zaleta, a dla innych wada. Daredevil jest bardzo klaustrofobiczny. Rzadko zdarzają się sceny na otwartym terenie w świetle dnia. Głównie akcja ma miejsce w ciemnych uliczkach, magazynach i innych podejrzanych miejscach. Fabuła choć nawiązuje do MCU rozgrywa się w jednej dzielnicy Nowego Jorku - Hell's Kitchen, która była domem Matta i domeną Daredevila.
Niektórym da duszna atmosfera może nie odpowiadać, dla pozostałych będzie to plus.

Główna oś fabuły osadzona jest wokół Daredevila i Wilsona Fiska, który w światku przestępczym znany jest jako Kingpin i muszę przyznać, że jest ona świetnie napisana. Jest tajemnica, budowanie napięcia i ostateczna konfrontacja, którą ogląda się nie bez emocji. A te nam towarzyszą przez cały sezon, bo scenarzyści nie boją się uśmiercać postaci i mimo tego, że nie zawsze się tego spodziewamy to musimy się z tym pogodzić.

Warto też wspomnieć o świetnie zrealizowanych sekwencjach walki, które jakością wykonania możemy porównać jedynie do Banshee, bo seriale te zostawiają całą konkurencję daleko w tyle. 

Matt Murdock dopiero w ostatnim odcinku przywdział znany nam z komiksów kostium z rogatą maską, ale wystarczy cierpliwie poczekać i znów go zobaczymy jak rozprawia się z bandytami w ciemnych zaułkach Hell's Kitchen. Tym razem jednak na jego drodze stanie Frank Castle, a dawna miłość z przeszłości powróci. Jak z tym poradzi sobie Człowiek bez Strachu? 
Poczekam cierpliwie by się o tym przekonać, bo jestem pewien, że czekanie się opłaci.


Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. 

Pierwszy sezon szału nie zrobił, a właściwie rozczarował i dopiero pod koniec nabrał rumieńców. Drugi na szczęście nie idzie w jego ślady i od początku przedstawia spójna historię bez proceduralnych spraw tygodnia. 
W pierwszej części sezonu serial skupia się wokół wątku tajemniczych znaków jakie rysuje Coulson oraz wątku Hydry, z którą nasza dzielna drużyna chce się rozprawić.
Na plus należy policzyć decyzje castingowe i pewne roszady w obsadzie. Stare postaci przeszły pewną metamorfozę, a najlepiej na tym wyszli Fitz i Ward. Ten drugi już nie irytował i jako czarny charakter sprawdza się dużo lepiej. Może nie jest to do końca tak czarny charakter, ale na pewno o ciemniejszym odcieniu szarości. Brett Dalton lepiej wypada w swojej roli i nie jest tak drewniany jak w pierwszym sezonie, a jego relacja z Agentką 13 wypada nader ciekawie i niejednoznacznie.
Fitz natomiast boryka się z konsekwencjami działań Warda. Nie jest w pełni sprawny umysłowo, a przynajmniej nie tak jak kiedyś. I mimo iż nadal pozostaje członkiem drużyny, widać jego wysiłek by okazać się dla niej przydatnym. W przeciwieństwie do pierwszosezonowego Fitza ten już nie jest dzieciakiem, można powiedzieć, że dojrzał i to sprawia, iż ogląd się go dużo przyjemniej niż w pierwszym sezonie.

Ponad to drużyna się rozrosła co wprowadza pewna świeżość do serialu. Nowa dynamika drużyny, relacje między postaciami wypadają całkiem nieźle. Zwłaszcza na plus muszę policzyć wprowadzenie do serialu Huntera i Bobbi Morse znaną z komiksów jako Mockingbird.

Ciekawy wątek jest związany ze Skye i jej ojcem, w którego wcielił się znakomity Kyle MacLachlan. W drugiej połowie wątek ten rozwinął się w historię wprowadzającą Inhumans do uniwersum, na którym skupiono się w drugiej części sezonu - wraz z wątkiem drugiej S.H.I.E.L.D. (który był mniej ciekawy) - i aż do emocjonującego finału Agenci trzymali wysoki poziom.


Powers

O tym serialu pisałem już TUTAJ, więc nie będę się zanadto rozpisywał.

Serial na pewno wyróżnia się podejściem do tematu superbohaterów. Wykreowany w serialu świat sam w sobie jest ciekawy, a co dopiero jak umieścimy w centrum akcji nietuzinkowych bohaterów. Pozbawionego mocy byłego superbohatera Christiana Walkera, który obecnie pracuje w wydziale, który ściga obdarzonych mocami przestępców. Jego świeżo upieczoną partnerkę, która wcześniej nie miała do czynienia z Powersami. Były najlepszy przyjaciel Walkera, który zszedł na złą ścieżkę i wykorzystuje swoje moce w niekoniecznie dobrych celach. Młoda dziewczyna, która chce stać się Powersem. Dawna miłość Walkera, zmęczona życiem superbohatera kobieta, która pragnie ustąpić miejsca młodemu pokoleniu i usunąć się w cień. A także były mentor, który stał się niepowstrzymanym psychopatą, który zabrał moc Walkera.

Sama fabuła jest dość nierówna, ale z każdym odcinkiem idzie do przodu. Coraz lepiej poznajemy bohaterów ich historię oraz ich wzajemne relacje. Wszystko zmierza do nieuchronnej konfrontacji, gdzie nie wiadomo kto wygra, a jeżeli nawet to za jaką cenę. Czy warto poświęcać swoją duszę dla doba innych. Czy lepiej poświęcić kogoś kto swoją duszę już dawno utracił? Świat superbohaterów tylko z pozoru wydaje się kolorowy, tak naprawdę to mroczny świat pełen dylematów i trudnych wyborów oraz konsekwencji swoich działań.
Jak nam pokazano na przykładzie Retro Girl - nawet posiadając niewyobrażalne moce nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się sile natury. Nie jesteśmy w stanie uratować wszystkich. Trzeba żyć ze świadomością, że każda decyzja może kosztować życie zwykłych ludzi.

Ciekawie ogląda się poczynania Walkera, który jest rozdarty pomiędzy dawne życie, a obecną egzystencję. Pragnie odzyskać moc, którą utracił. Pytaniem jest tylko co jest w stanie zrobić by tego dokonać. Jest to człowiek z mnóstwem wad i nielicznymi zaletami. Jego wewnętrzna walka i rozgoryczenia czynią z niego postać bardzo dwuznaczną, ale przez to szalenie interesującą. Scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty, ponieważ nie wiemy czego możemy się po nim spodziewać. A Sharlto Copley swoją kreacją przekonuje nas do tej postaci i świetnie obrazuje jej wewnętrzne rozdarcie i bezradność. 



Więcej o serialach i superbohaterach na:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz