niedziela, 26 czerwca 2016

Pożegnanie Team Machine - Person of Interest sezon 5. nibyrecenzja

W tym roku stacja CBS postanowiła zakończyć swoje najlepsze seriale. I tak po finałowym sezonie "The Good Wife" dostaliśmy ostatnią odsłonę "Person of Interest".
Serial który może nie był wyróżniany i nagradzany nagrodami, ale na pewno odcisnął swoje piętno w telewizji. Produkcja nie od razu ujawniała swój potencjał, ale kiedy tylko to zrobiła, znalazło się kilku naśladowców, którzy chcieli skopiować formułę i powtórzyć ten sukces. Niektórym się udało, a niektórym nie.
Za "Person of Interest" odpowiada Jonathan Nolan, brat sławnego Christophera Nolana. I to on jest uznawany za ojca sukcesu tej produkcji. Więcej o serialu pisałem TUTAJ.

Kiedy pojawiła się informacja, że piąty sezon będzie ostatnim pojawiły się mieszane uczucia. Z jednej strony szkoda, że jeden z lepszych seriali się kończy, ale z drugiej strony lepiej skończyć na własnych warunkach i na poziomie. Ileż to seriali było przeciąganych na siłę przez co jakość danej produkcji z sezonu na sezon spadała. Co prawda w czwartym sezonie "Person of Interest" zaliczył kilka gorszych odcinków (jak na poziom serialu) co odbiło się na ogólnej ocenie całego sezonu i każdy oczekiwał, że finałowa odsłona będzie dużo lepsza. 
Czy twórcy stanęli na wysokości zadania? Czy dali nam godny finał?

UWAGA NA SPOILERY!


Czwarty sezon skończył się dość emocjonalną sceną, kiedy to nasi bohaterowie przyparci do muru próbują ocalić Maszynę. I żeby dowiedzieć się czy im się to udało musieliśmy czekać, aż do finału piątego sezonu. Bo co innego uciec przed agentami Samarytanina, a co innego przetrwać walkę z nim.

I od ucieczki przed żołnierzami złowrogiej SI zaczyna się premiera piątego sezonu... a właściwie zaczyna się od klimatycznego wstępu, gdzie słyszymy głos Root. Tak naprawdę jest on tak dwuznaczny, że nie wiemy czego się spodziewać. 
Ostatecznie nasi bohaterowie po trudach docierają do kryjówki w metrze i wydaje się, że nasi bohaterowie są bezpieczni, ale dla Maszyny nie koniecznie musi to oznaczać szczęśliwe zakończenie. Dzięki sprytowi Root i geniuszowi Harolda udaje się przywrócić ją do życia.
I jak możemy zauważyć w kolejnym odcinku nie obywa się bez kilku usterek, większych lub mniejszych, które mogą mieć wpływ na jej działanie. 
Nasi bohaterowie w dążeniu do ocalenia maszyny posuną się daleko, ale gdzie leży granica? Harold nie chce zatracić swojego człowieczeństwa i zakłada Maszynie specyficzny kaganiec, który ogranicza jej potencjał. W opozycji staje Root, która chce wykorzystać możliwości sztucznej inteligencji nie tylko do walki z Samarytaninem, ale również do odnalezienia Shaw.

Wątek porwanej Sameen jest ukazywany dwutorowo. Z perspektywy naszych bohaterów, którzy nie dają za wygraną i próbują wykorzystać wszystkie tropy oraz z perspektywy Shaw.
I trzeba przyznać, że twórcy nadal są w formie i nadal potrafią zaskoczyć widza, choć stosują motyw symulacji, który tak świetnie się sprawdził w czwartym sezonie. Sytuacja porwanej kobiety jest bardzo niekorzystna i choć przeciwnicy stale próbują na nią wpłynąć to ta się nie poddaje. W pewnym momencie scenarzyści stawiają widzów w jej sytuacji i w pewnym momencie nie wiemy co jest prawdą, a co symulacją. Ale koniec końców wątek ten znajduje rozwiązanie i muszę przyznać, że całkiem udanie jest on prowadzony. Trochę jakby na skróty, z przeskokami w czasie, ale koniec końców nie można tutaj za wiele twórcom zarzucić.

W międzyczasie nasi bohaterowie po przywróceniu operacyjności Maszyny wracają do ratowania "numerów". I tu dla niektórych może to być zgrzyt. Powrót serialu do wormy proceduralnej kiedy finałowy sezon ma tylko 13 odcinków? Nic bardziej mylnego. Co prawda mamy kilka odcinków z numerami, ale gdzieś w tle zawsze jest wątek przewodni, czyli walka z Samarytaninem. Trzeba przyznać, że odcinki gdzie nasi bohaterowie zajmują się sprawami pojedynczych osób, gdzie powinni na karku czuć oddech ścigającego ich Samarytanina budzi pewne zdziwienie. Co prawda scenarzyści tłumaczą widzom taki stan rzeczy, ale jest to w pewien sposób dyskusyjne... bo przecież Greer i jego maszyna nie są głupi. Ale jest to jeden z niewielu mankamentów.

To co przykuwało do serialu to ciekawa historia i wątki, które wracają tworząc większą historię rozłożoną na więcej niż jeden odcinek. W finałowym sezonie twórcy dają to co najlepsze w tym serialu. Do życia wraca Elias, który jak się okazuje przeżył, a nasi bohaterowie zapewnili mu schronienie. Postać byłego bossa świata przestępczego trudno nie lubić. I choć reprezentuje on dyskusyjną moralność i nie zawaha się pociągnąć za spust to ceni honor i nade wszystko lojalność. Ciekawie oglądało się na przestrzeni tych pięciu sezonów jak ta postać ewoluowała, nie zmieniła się może tak bardzo, ale na pewno nie jest tą samą osobą, którą był w pierwszym sezonie. W tedy trudno się było spodziewać, że Harolda nazwie przyjacielem. I ostatecznie dał tej przyjaźni ostateczny dowód poświęcając swoje życie w obronie najbliższych.

Kolejnym wątkiem, który wrócił i został świetnie zakończony, to watek tajemniczego Głosu, który uprzykrzał życie naszym bohaterom. Trzeba przyznać, że to jeden z najlepszych odcinków finałowego sezonu. Jest świetnie budowane napięcie, tajemnica i zaskakujący zwrot akcji. A najważniejsze, że w końcu detektyw Fusco poznaje prawdę. O tym dlaczego Reese i Harold pomagają nieznajomym, o Maszynie i o tych, którzy ich ścigają. Nastąpiło to trochę zbyt późno, co całkiem nieźle uzasadniono i dało pretekst do ukazania świetnej relacji między Lionelem i Johnem, który skrywa przed partnerem tajemnicę. Koniec końców jednak wszelkie pretensje Lionela były jak najbardziej na miejscu, ale kiedy zna prawdę nie ma czasu na żywienie urazy za brak zaufania.

Od samego początku piątego sezonu było wiadome, że ktoś musi zginąć. Pytaniem było tylko: kto? Scenarzyści wodzili widzów za nos, bo śmierć niektórych bohaterów widzieliśmy więcej niż raz i nie zawsze było to tak zaskakujące czy emocjonujące jakby twórcy się spodziewali. Wszak korzystając kilkukrotnie z tych samych motywów i sztuczek trudno się spodziewać, żeby widz się nie domyślił o co tak naprawdę chodzi.
Jednak z niektórymi bohaterami musieliśmy pożegnać się naprawdę.
Panna Groves zawsze przy boku Harolda. Wdająca się z nim w słowne utarczki, która nieustannie dawała do zrozumienia, że jest gotowa zginąć za Maszynę ostatecznie to udowodniła. Scenarzyści dawali widzom małą nadzieję i do końca trzymali w niepewności, ale trudno jednak było się spodziewać, że Root przeżyje... W pewien sposób jednak jej obecność nadal była odczuwalna. Maszyna mając możliwość przemówić ludzkim głosem zdecydowała, że będziemy słyszeć Samantha Groves. Co Haroldowi początkowo trudno było przyjąć do wiadomości. Ale później zdawał się być wdzięczny, że jego dziecko w ten sposób uhonorowało pamięć o Root.

Jednak śmierć dziewczyny nie wystarczyła... 
I w samym finale, który był bardzo emocjonujący. Okraszony świetnym soundtrackiem, podkreślającym napięcie i nastrój scen. Swoje życie poświęcił John. Zrobił to do czego zatrudnił go Harold. To w co wierzył i o co walczył. Zginął za sprawę i w obronie przyjaciół.
A jego śmierci towarzyszył chyba jeden z najlepszych utworów jakie wykorzystano w serialu.




Za finałowy odcinek odpowiadał jego twórca. Sam Jonathan Nolan napisał do niego scenariusz. I właściwie trudno dać mu inną niż najwyższą notę - w jakiejkolwiek skali. O ile wcześniejsze epizody nie były pozbawione wad, to ostatni odcinek serialu był esencją tego co w tej produkcji najlepsze. Wszystko skupione w czterdziestu paru minutach. Do ostatniej minuty jego twórca nie pozwalał nam odetchnąć, bo los naszych bohaterów, a zwłaszcza Maszyny i Samarytanina nie był przesądzony. I dopiero w końcówce okazało się że poświęcenie Eliasa, Root i Joha oraz samego dzieła Harolda nie poszło na marne.

Ostatnie sceny są uhonorowaniem tych, których już nie będzie. 
Harold miał wątpliwości czy postąpił słusznie wciągając w swoje działania Johna, pannę Grooves czy Semeen Shaw to ostatecznie Maszyna pokazała mu, że nie alternatywa mogła być dużo gorsza. I mimo, że świadomość tego nie jest w stanie ukoić straty tych przyjaciół, to pojawia się nadzieja na lepsze jutro. 
Na jutro gdzie pojawi się kolejny numer...

You are being watched. The government has a secret system: a machine that spies on you every hour of every day. I know, because I built it. I designed the machine to detect acts of terror, but it sees everything. Violent crimes involving ordinary people; people like you. Crimes the government considered 'irrelevant'. They wouldn't act, so I decided I would. But I needed a partner, someone with the skills to intervene. Hunted by the authorities, we work in secret. You'll never find us, but victim or perpetrator, if your number's up... we'll find you.


Trudno pożegnać się z serialem po pięciu latach. Kiedy już dobrze poznaliśmy bohaterów, oglądaliśmy jak się zmieniają w jakie wchodzą relacje jak potrafią zaskoczyć. Finałowy sezon jest godnym uhonorowaniem serii. Mimo kilku potknięć, ogólnej skrótowości i kilku iście hollywoodzkich scen akcji w tym - niestety - negatywnym wydaniu jest to bardzo dobry sezon. A te trzynaście odcinków oglądało się naprawdę dobrze. Sam finał oglądałem ze szklącymi się oczami,bo trudno było powstrzymać napływające do oczu łzy.

Było to sezon genialnych dialogów, które nawet jak na ten serial stały na wysokim poziomie. Inteligentne, dwuznaczne z humorem w odpowiednim momencie.
To sezon, gdzie Harold pokazuje swoje prawdziwe oblicze i przestaje grać według zasad.
Mnóstwo pytań o moralność o granicę człowieczeństwa. Co można zrobić w imię dobra ludzkości i nie zatracić swojej duszy. 
I choć Maszyna i Samarytanin są ukazane jako przeciwstawne sobie to nie można odmówić temu drugiemu racji. Greer wierzył w to co robi. Był ideologiem tak samo jak Harold. Jednak ten drugi uważał, że środki nie zawsze uświęcają cel do jakiego się dąży. I właściwie jedynym błędem Samarytanina było to że podjął decyzję za ludzi, bo mimo tego, że mogą żyć w nieświadomości, zawsze muszą mieć choć iluzję decydowania o własnym losie. Nie można jednoznacznie powiedzieć, że Samarytanin był zły, bo taki nie był. Po prostu jego postępowanie było błędne, bo nie uwzględniało czynnika ludzkiego.

Serial zakończył się happy endem. Może jest to koniec słodko-gorzki to jednak ostatecznie nasi bohaterowie wygrali. Trudno pogodzić się z decyzją CBS o nie zamawianiu kolejnego sezonu. Jednak patrząc na całokształt jest to idealne zakończenie serii.
Maszyna działa, a dzieło Harolda będzie kontynuowane. Zakończył się jeden rozdział długiej opowieści, a twórcy pozostawili sobie furtkę na kontynuację i mam nadzieję, że w czasach kiedy wiele seriali wraca po latach mam nadzieję, że i Team Machine kiedyś wróci, by opowiedzieć nową równie emocjonującą historię.


Więcej o serialu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz