środa, 27 sierpnia 2014

Rzuć okiem #6 - Dates

Rzuć okiem to cykl, w którym będę przedstawiał mniej popularne seriale i prezentował je szerszej publiczności, a może ktoś po przeczytaniu się skusi i obejrzy.
Jest to mój subiektywny wybór, a kryterium jakim się kierowałem to satysfakcja z obejrzenia danego tytułu, więc nie będzie tutaj tylko i wyłącznie wybitnych i ambitnych produkcji, ale i również obrazy czysto rozrywkowe. Jeżeli ten opis Ci odpowiada to zapraszam do zapoznania się z bohaterem tego odcinka...


Dates

Serial od twórcy Skins, dowcipny, pełen namiętności i emocjonujący dramat o skomplikowanych i zabawnych sposobach jak obcy ludzie zachowują się na randkach w ich dążeniu do znalezienia miłości.
Wśród wyznań, kłamstw, udawania, kryzysów zaufania Dates to serial intymny i dramat dwóch (może czasami trzech) osób które są na randce oraz ich historie, które zaczynają się przeplatać i tworzyć wspólna historię.



Chyba nie specjalnie kogoś trzeba zachęcać do obejrzenia zwłaszcza jeśli ktoś oglądał Skins.
Jeden sezon to dziewięć odcinków po dwadzieścia parę minut każdy, więc ogląda się naprawdę szybko. Historie wydają się  opowiadać w każdym odcinku o innej parze jednak okazuje się, że w pewien sposób są ze sobą powiązane.  W rzeczywistości mamy tutaj opowieść o kilku szczególnych postaciach. Sama fabuła kolejnych odcinków też jest interesująca i nie nudzi, ponieważ twórcy postanowili nas uraczyć nietypowymi zwrotami akcji. 


Sama formuła pierwszych spotkań daje nam tutaj obraz kilku kobiet i mężczyzn oraz możliwość wgłębienia się w psychikę kilku archetypów jakie można spotkać na pierwszej randce z nieznajomym. Zostało to wyolbrzymione i podkolorowane, ale w taki sposób, ze nie mamy poczucie przesady. Z drugiej strony "zwykłe" randki mogły by być za nudne na serial.


Co do samych postaci czy może obsady to warto zwrócić uwagę na Andrew Scotta, którego znam z roli Moriaty'iego z Sherlocka, a który w Dates wciela się w dość ciekawą postać, ale nie będę zdradzał szczegółów.
Muszę również przyznać, że Oona Chaplin to strzał w dziesiątkę jako postać Mii. Piękna, nieprzewidywalna, zadziorna i uwodzicielska, ale z drugiej strony zagubiona i delikatna kobieta. Na ekranie wygląda zjawiskowo i jej postać po prostu przyciąga do ekranu.
Pozostałe postaci nie są w cale w tyle i tez nieźle spełniają swoje zadanie, ale moim daniem te dwie postaci wybijają się ponad przeciętność... co prawda Greg McHugh też się świetnie spisał, ale postać była tak przerysowana,że nie wiadomo ile sam aktor dał od siebie, niemniej jest to jedna z ciekawszych postaci w serialu... Z drugiej strony trudno wskazać tę najmniej interesującą, bo każda - mimo iż oglądamy ją przez około dwadzieścia minut - posiada pewien swój bagaż doświadczeń i nie raz naprawdę interesująca się ogląda jak dana postać się przed nami odkrywa.

Serial może nie wybitny, ale godzien polecenia. Te dziewięć odcinków zleci naprawdę bardzo szybko, tylko szkoda, że to tylko jeden sezon.

Więcej o serialu:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz