sobota, 21 czerwca 2014

Nibyrecenzja: Hollywoodland

Hollywoodland obraz mający już kilka lat jakimś dziwnym trafem niedawno do mnie trafił. Nie pamiętam już dokładnie jak to było, ale pamiętam, że jego opis mnie zaintrygował. Na tyle że postanowiłem film obejrzeć.

Wielkie tragedie Fabryki Snów zawsze były popularnym tematem na film, a w tym przypadku mamy jedną z najbardziej tajemniczych i do dziś niewyjaśnionych zagadek Hollywood - samobójstwo Supermana.
Informacja ta szybko obiegła cały kraj i odbiła się echem nie tylko w świecie telewizji czy filmu, ale przede wszystkim w świecie komiksu z którego postać się wywodziła. Pewnego ranka w czerwcu 1959 roku znaleziono martwego George'a Reevesa odtwórcę roli Człowieka ze Stali w niebywale popularnym w tamtych czasach telewizyjnym show "Adventures of Superman". Uznano to za samobójstwo. Pojawiły się jednak wątpliwości co do tego czy aktor rzeczywiście targnął się na swoje życie.


Historia rozpoczyna się kiedy poznajemy Louisa Simo. Sfrustrowanego, cwaniakowatego prywatnego detektywa, któremu bliżej do policjantów z Maiami Vice niż chandlerowskich powieści, który zdesperowany jest gotów przyjąć każde zlecenie. I tak podejmuje się sprawy, której nikt inny nie chciał się podjąć. Śmierci George'a Reevesa popularnego aktora telewizyjnego, oficjalnie uznano, że aktor sam odebrał sobie życie jednak jego matka nie chciała w to uwierzyć. Simo przekonuje ją by pozwoliła mu rozwiązać zagadkę śmierci jej syna - oczywiście za odpowiednią opłatą. Kiedy nasz detektyw bierze się do pracy jest w stanie zrobić wszystko by znaleźć odpowiedź na pytanie: kto zabił Supermana?
Im dalej brnie w śledztwo tym bardziej zwraca na siebie uwagę, ale to jest własnie jego zamiarem. On najpierw działa później myśli i nie cofnie się nawet przed wykorzystaniem pogrążonej w żałobie pani Reeves by znaleźć się na pierwszej stronie tabloidów i zdobyć rozgłos.

Jak wcześniej wspomniałem Simo nie przypomina chandlerowskich postaci. Nie chodzi w prochowcu i nie ma kapelusza na głowie. Nie przemierza mrocznych zakamarków miasta w poszukiwaniu śladów. Robi to wszystko w świetle dnia, w przepoconym podkoszulku, ewentualnie jakimś garniturze, który wygrzebał zapewne z dna szafy by dobrze wypaść w świetle fleszy. Jest sprytny jak lis i równie wredny dla tych, których nie lubi. Ma on oczywiście swój bagaż doświadczeń, który dźwiga i jest to widoczne przez cały czas. Żona go zostawiła, dla dobra ich syna, a z którym może się widywać co jakiś czas. Te krótkie chwile chce przeznaczyć na uszczęśliwienie swojego syna. Bardzo dziwi go fakt, jak jest postrzegana śmierć aktora chłopca, dla którego Reeves nie grał Supermana - on nim był. Jak i dla wielu milionów dzieci w tamtym czasie.

Sprawa komplikuje się w miarę jak Simo odkrywa kolejne fakty, na światło dzienne wychodzą ukrywane tajemnice, na których ujawnieniu mogą stracić prominenci Hoolywood.
W pewnym momencie nawet matka Reevesa postanawia porzucić dociekanie prawdy w zamian za uczczenie pamięci jej dziecka - które stało się jedną z najbardziej rozpoznawalnych ikon kina.

Adrien Brody wcielający się w rolę Louisa Simo doskonale się wpasował w postać przez siebie kreowaną. Jest on wiarygodny, a przede wszystkim poruszający. Jego zachowanie sceniczne i mimika doskonale oddaje charakter postaci. Chociaż miałem pewne wątpliwości czy postać "twardziela" w jego wykonaniu się sprawdzi - bo w Predators nie wypadł za przekonująco - to w przypadku Hoolywoodland obawy te były bezpodstawne. Interakcje z synem czy byłą żoną są nasycone emocjami i co najważniejsze to czuć. Adrien Brody w filmie zdecydowanie gra pierwsze skrzypce.

Równolegle do głównej linii fabularnej mamy ukazane retrospekcje z udziałem George'a Reevesa, w którego wcielił się Ben Affleck. Reevesa poznajemy jako aktora dopiero rozpoczynającego swoją drogę ku sławie, który miał na swoim koncie rolę w Przemineło z wiatrem, ale nadal szukającego swojej szansy by zaistnieć. I jest bardzo zdeterminowany by to zrobić.
George poznaje Toni Mannix, z którą wdaje się w romans i która zaczęła go utrzymywać. Jako żona szefa studia MGM miała koneksje, dzięki którym George chciał się wybić. To za namową Toni poszedł na przesłuchanie "Adventures of Superman" i został obsadzony w roli Kryptończyka. Dzięki temu szybko stał się rozpoznawalny, ale nie takiej sławy pragnął. W czasach złotej ery kina pragnął być jak Clark Gable, a nie gwiazdką telewizyjnego show dla dzieci.
Nie zdając sobie z tego sprawy był dla wielu młodych Amerykanów wzorem do naśladowania i niepokonanym herosem. Uświadomił to sobie w dość nieprzyjemny sposób podczas pokazów na żywo, kiedy dziecko wycelowało do Supermana z rewolweru. W tej scenie widzimy niepokój Reevesa i talent Afflecka, scena bardzo uniwersalna bym powiedział, bowiem zachowanie owego młodego chłopca jest jakby piętnem telewizji, której przesadnie zawierzymy, a która ma ogromny wpływ na młode umysły. Dzisiaj może tego nie uświadczymy, ale w tamtych czasach kiedy telewizja była nowością i nowym medium docierania do mas, dopiero po śmierci ekranowego Supermana było widoczne jak wielki telewizja miała wpływ.


Zakładanie kostiumu i gra w telewizji na początku była szansą na zaistnienie w show biznesie dla niemłodego już aktora jakim był George, ale im dłużej grał Supermana tym trudniej było znaleźć mu rolę jakiej by pragnął i dzięki której mógłby spełnić swoje ambicje. I nawet rola w From Here to Eternity nie była w stanie tego zmienić, bowiem był kojarzony tylko i wyłącznie z roli superbohatera. W filie jest świetna scena, która właśnie przedstawia ten moment, kiedy nadzieje na poważniejsze role są niweczone po kilku złośliwych komentarzach.
Frustracja aktora z biegiem czasu narasta, a ta jest wyładowywana na bliskich mu osobach. Rola która miała być jego drogą do kariery, okazała się jego piętnem, ale Reeves się nie poddaje i nadal szuka szansy dla siebie, nie tylko jako aktor ale i reżyser. Poznaje też Leonore Lemmon, dla której porzuca Toni. Młoda Leonore - grana przez Robin Tunney - jakby dodaje sił zmęczonemu już aktorowi, próbuje go podnieść na duchu, ale z czasem daje za wygraną i po pewnym czasie traktuje Georga jako drogę do wygodnego życia.

Kreacji Afflecka nie mam nic do zarzucenia. Wczuł się w rolę zmęczonego i desperacko próbującego zmienić swoją sytuację "aktora jednej roli". Jeżeli ktoś nie przepada za Affleckiem ten film go do niego nie przekona, ale wątpię by taki w ogóle był jeżeli ktoś tego aktora po prostu nie lubi.

Postaci grane przez Diane Lane i Boba Hoskinsa też świetnie wypadają. Zwłaszcza w przypadku tego drugiego widać, że postać mu pasuje i dobrze się sprawdza zarówno jako "zły szef studia", który jednym słowem może zniszczyć komuś karierę jak i mężczyzna zaczynający doceniać swoją żonę, którą mógł stracić.


From Here to Eternity


Mamy tutaj do czynienia z dobrze opowiedzianym dramatem dwóch osób zarówno Simo jak i Reeves docierają do punktu, gdzie niewiele mogą zrobić by sytuację zmienić. Naleciałości wspomnianej wcześniej prozy chandlerowskiej są tutaj widoczne, choć nie mamy tutaj filmu noir, to w trakcie śledztwa Luisa, mamy przedstawioną pełną gamę motywów właśnie z filmów noir. Nie do końca jednoznaczne ślady i tropy, gangsterzy-niegangsterzy i dylemat czy zatracić się do końca w pogoni za odpowiedzią, która tak naprawdę nią nie jest czy zadowolić się półprawdami i naprawić relacje rodzinne - bo przed takim staje główny bohater.

Śmierć George'a Reevesa pozostaje niewyjaśniona do dziś. Jest jedną z największych tajemnic Hollywood, która chyba nie zostanie rozwiązana. Odpowiedzi i poszlaki jakie przedstawił w swoim filmie Allen Coulter to po prostu przedstawienie wątpliwości jakie pozostały po tej tragicznej śmierci. Nie do końca klarowne, pozostają otwarte na interpretację i chyba to jest jednym z większych plusów tego obrazu. Jest kilka możliwych odpowiedzi. Jedną z nich wybrał Sino? A każdy może wybrać swoją.

Nie ulega jednak wątpliwości, że George Reeves przez wielu będzie zapamiętany jako Człowiek ze Stali i jego sława będzie trwała jeszcze przez długi czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz