niedziela, 22 czerwca 2014

Strzała w dziesiątkę i Agenci na tarczy cz.1

Nigdy nie ukrywałem, że jestem miłośnikiem kina superhero, a nawet wręcz podkreślałem to przy nadarzającej się okazji. Kiedy usłyszałem więc, że abc chce zrobić serial osadzony w Filmowym Uniwersum Marvela i co więcej za produkcję ma być odpowiedzialny sam Joss Whedon twórca sukcesu Avengersów, nie mogłem uwierzyć, naprawdę. Myślałem, że to tylko plotki, które później jednak zostały potwierdzone. I ruszyła machina promocyjna, co chwilę podrzucając to nowe newsy o serialu. W tym czasie na antenie The CW niejaki Oliver Queen po powrocie z - nie całkiem - bezludnej wyspy przywdziewa zielony kaptur i z łukiem w dłoni poluje na ludzi, którzy zawiedli Starling City.



Jako że zarówno Arrow jak i Marvel's Agents of S.H.I.L.D. są po jesiennych finałach pozwolę sobie na krótkie podsumowanie i analizę tego co do tej pory widzieliśmy.

Ze względu na objętość tekstu, aby nikogo nie zniechęcić wpis podzieliłem na dwie części
Uwaga w tekście mogą znaleźć się spoilery dotyczące fabuł opisywanych seriali!



CZĘŚĆ I
"I must be... something else."

Po zakończeniu emisji pierwszego sezonu twórcy obiecali zmiany, porównywali serial do trylogii Nolana o Mrocznym Rycerzu, gdzie pierwszy sezon miał być tym czym było Batman Begins, czyli swoistym originem postaci. W tedy nie chciało mi się w to wierzyć i nie do końca rozumiałem co twórcy Arrow chcieli przez to powiedzieć... Teraz już wiem.
Serial The CW ma bogatsze doświadczenia niż Agenci, ale też z drugiej strony miał już swoje grono fanów, którzy po zapowiedziach i porównaniach do filmów o Batmanie mięli duże oczekiwania.
Pierwszy sezon - nie ma co ukrywać - był bardzo nierówny. Odcinki bardzo dobre to niestety nieliczne w pierwszym sezonie, jest też kilka niepotrzebnych zapychaczy, ale tego już nie zmienimy. Co natomiast zmieniono? Moim zdaniem wiele.
Najważniejsza zmiana to przemiana głównego bohatera.
"My name is Oliver Queen. After five years on a hellish island, I have come home with only one goal: to save my city. But to do so, I can't be the killer I once was. To honor my friend's memory, I must be someone else. I must be... something else."
Świetne posunięcie ze strony twórców, które znacznie przybliża serialową postać do komiksowego pierwowzoru, choć nie kopiuje jej dosłownie. Przed Oliverem jeszcze długa droga, choć już kilka razy mieliśmy możliwość obejrzeć co zmieniło się w samym bohaterze.
Przede wszystkim nie chce zabijać, jak sam przyznaje by uczcić śmierć przyjaciela, której nie mógł zapobiec. W ostatnim odcinku tego roku mieliśmy bardzo dobre nawiązanie do tego wydarzenia, co sprawiło, że sam bohater umocnił się w swoim postanowieniu i z większą determinacją zamierza do tego dążyć. Teraz już dotarło do mnie co twórcy mieli na myśli porównując serial do trylogii Nolana.
Są gadżety, już nie tylko standardowe strzały... najzagorzalsi fani żartują, że być może zobaczymy w serialu słynną strzałę-rękawicę bokserską :) Mógłby być to znakomity ukłon twórców w stronę widowni serialu.
Jest naprawdę ciekawa historia. I najważniejsze serial odchodzi od procedurala, co prawda od czasu do czasu pojawią się jacyś "złoczyńcy tygodnia", ale zazwyczaj wiąże się to z wątkiem głównym, który w drugim sezonie wiąże się z League of Assasyns i odcinki jej poświęcone są jednymi z lepszych w tym sezonie.
Twórcy pełnymi garściami czerpią z materiałów źródłowych, czyli komiksów. Nie ma odcinka gdzie nie pojawiłby się uśmiech na mojej twarzy, kiedy twórczy puszczają oko do widza racząc nas wieloma smaczkami. Najbardziej to widać w odcinku The Scientist, w którym pojawia się Barry Allen, który później ma stać się Flashem, a jako zwykły śmiertelnik wieczni się spóźnia :)
A propos Flasha pewnie wszyscy zastanawiali się jak będzie ukazany jego origin. Twórcy przez osiem odcinków mydlili nam oczy i mylili tropy wspominając o akceleratorze cząstek ze S.T.A.R. Labs, by w finale jesieni pokazać jak w Barrego uderza piorun, co jest oczywiście klasycznym przedstawieniem powstania tej postaci. Totalne zaskoczenie oczywiście na plus.

Kolejne pozytywne zaskoczenie to ukazanie Black Canary oraz jej mocy, która z komiksie była nazywanaCanary Cry - Płacz Kanarka i był to soniczny krzyk.
Oglądający Smallville na pewno kojarzą jak tam była przedstawiona ta postać. To co zrobili panowie w Arrow jednak bardziej mi się podoba. Trzymając się dotychczasowej konwencji (oczywiście w dalszych odcinkach widzimy, że są już mniej konsekwentni) jaką przyjęli moc kanarka w serialu okazała się urządzeniem wytwarzającym dźwięk o niskiej częstotliwości. Jak dla mnie rozwiązanie do przyjęcia i całkiem ciekawe. Sama Black Canary potrafi też nieźle walczyć wręcz i nieźle wygląda... choć nie paraduje w kabaretkach, to skórzane spodnie i kurtka też nieźle jej pasują, zwłaszcza do maski, której w komiksach nie potrzebowała. 

Same postaci też przeszły niejako ewolucję, już pomijając głównego bohatera, Diggle czy Felicity są teraz bliżej Olivera i nie raz mają duży wpływ na jego działania. Sama Felicity stała się ulubienicą widzów. A Emily Bett Rickards stworzyła jedną z najbardziej charakterystycznych postaci w serialu, którą widzowie chcą oglądać jak najczęściej... w przeciwieństwie do Katie Cassidy, której gra niesamowicie irytuje. Odcinki w których się nie pojawia sporo na tym zyskują :)

Jeżeli już o postaciach kobiecych to nie można nie wspomnieć o Summer Glau, która wnosi do serialu twardy kobiecy charakter w postaci Isabel Rochev, która również ma swój pierwowzór w komiksie.

Na koniec warto wspomnieć chyba o najważniejszym, czyli połączenia wątków z wyspy z terażniejszoscią. O ile wcześniej retrospekcje toczyły się niejako niezależnie i obok historii mających miejsce w Starling City to odcinek Three Ghosts wszystko łączy w jedną całość, a monolog Slade'a Wilsona jest jednym z najlepszych momentów drugiego sezonu.

Podsumowując - poczynając od przemiany samego Olivera, a zwłaszcza jego alter ego (pamiętne ujęcie ze strzałą z początku drugiego sezonu). Poprzez postaci drugoplanowe zwłaszcza Roy - o czym nie wspomniałem wcześniej - który jest bliżej zostania Red Arrowem niż kiedykolwiek. Black Canary, Amanda Waller, choć pojawiła się tylko na chwilę... na pewno jej potencjał zostanie wykorzystany. Slade Wilson we współczesności, a także sam przywódca League of Assasyns, czyli Ras al Ghul, choć tylko wspominany przez innych i oczywiście Barry Allen to niezaprzeczalne mocne strony produkcji The CW.
Kolejne plusy należą się scenarzystom, którzy świetnie prowadzą historię, od czasu do czasy serwując nam świetne dialogi, choćby przywołując pamiętne: "Oliver Queen you have failed this city". Odejście od jednoodcinkowych historii na pewno wychodzi produkcji na plus.

Jak na tle "Arrow" wypada produkcja abc? Szczerze? Bardzo blado. Właściwie można by napisać, że wszystkie zalety "Arrow" jakie przedstawiłem w Agentach są nieobecne. Co mam na myśli?

Aby się dowiedzieć zapraszam do przeczytania części drugiej.

Więcej o serialach:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz